poniedziałek, 28 października 2013

Beatlesowa tajemnica Abbey Road, rejestracja garbusa i hinduska joga...

Bezprecedensowa, fenomenalna, ponadczasowa kapela z Liverpoolu znana na całym świecie, która niewątpliwie wprowadziła do muzyki światowej nową jakość i zainspirowała tysiące, ba! miliony ludzi w latach 60-tych XX wieku wzniosła się na wyżyny popularności, gdzie trwają do dzisiejszego dnia jako legendy, muzyczni bożkowie. Mowa oczywiście o The Beatles - angielskiej kapeli, o której słyszał każdy człowiek cywilizowanego świata. Nie trzeba chyba przytaczać utworów i osobistości związanych z zespołem, z którym połączona jest potężna i niewyobrażalna ilość różnorodnych historii.
Jedna z nich tyczy się okładki przedostatniego albumu grupy z 1969 roku "Abbey Road". Jest to znany w muzycznym świecie krążek nie tylko z powodu świetnych hitów, takich jak: "Come Together" i "Oh, Darling", ale także z powodu owianej legendą okładki płyty. Konkretnie jest to zdjęcie przedstawiające czterech członków zespołu: Johna Lennona, Paula McCarneya, Georga Harrisona i Ringo Stara kroczących przez przejście dla pieszych na tytułowej ulicy Abbey Road. Ulica znajdywała się niedaleko studia nagrań zespołu. Cała sesja trwała nie dłużej niż 10 min, muzykom pomagał jeden policjant wstrzymujący ruch samochodów, a całości zajścia przyglądał się jeden przechodzień. Fotograf wykonał 6 zdjęć, z których wybrano jedno, na którym Beatlesi są mniej więcej w równych pozach.


 

Na okładce oprócz muzyków widać ulicę, wspomnianego przechodnia i dwa samochody, z których jeden to biały VW Beetle z 1956 roku, widoczny z tyłu. Jego tablica rejestracyjna to 28IF.
Tutaj zaczyna się cała tajemnicza historia związana ze zdjęciem. Trzeba zaznaczyć, że Paul McCartney, bo on jest głównym bohaterem całej legendy miał podobno wypadek samochodowy w wieku 27 lat, który został zatuszowany przez media. Zdaniem niektórych muzyk zginął tragicznie w wypadku. JAK TO ZGINĄŁ ?! Przecież do dzisiaj koncertuje i ma się świetnie ! - powiedzą liczni. Wierząc w plotki, które urosły do rangi undergroundowych opowieści na pograniczy faktu i fikcji John Lennon szybko zatrudnił sobowtóra Paula - Williama Campbella, który do złudzenia przypominał członka grupy i do dzisiaj nieźle sobie radzi pod przybranym nazwiskiem, co więcej unika rozmów na temat owianej tajemnicą historii. Dowodem na mistyfikację ma być blizna Campbella, dzięki której można odróżnić, na których zdjęciach występuje on, a na których "prawdziwy" Paul McCartney. To nie koniec historii !! I teraz odniesienie do Garbusa :) i jego rejestracji. Podobno członkowie The Beatles chcieli w jakiś sposób złożyć hołd zmarłemu tragicznie McCartneyowi, ale nie mogąc robić tego publicznie użyli pewnych środków kamuflujących. Konkretnie na końcu piosenki "I'am so tired" słychać wyraźnie smutne słowa: PAUL NIE ŻYJE, PAUL NIE ŻYJE puszczając piosenkę od tyłu (nieźle, trochę straszne !). Co więcej na okładce spośród przechodzących przez przejście dla pieszych członków grupy tylko McCartney wyróżnia się (idzie nierówno z pozostałymi, boso i z papierosem w ręku). Numer rejestracyjny Garbusa natomiast 28IF ma odnosić się do tego, że gdyby Paul żył miałby 28 lat (ang. if - gdyby). Dziwne jest także, że od tego momentu Beatlesi przestali koncertować i nagrywali tylko kawałki studyjne. Rejestracja Garbusa została skradziona przez fanów, natomiast sam samochód znajduje się w Automuseum Volkswagen w Wolfsburgu.
Inne wytłumaczenie na słowa: "Paul nie żyje" odnosi się do hinduistycznej jogi, której zagorzałymi wielbicielami byli Beatlesi, a także kultu z nią związanego. McCartney szybko odwrócił się od "wierzeń", kiedy dowiedział się o seksistowskch "wybrykach" Mahareshiego MAhesha Yogi - hinduskiego guru. Zostawienie przez Paula dawnego światopoglądu miało tak właśnie zostać skomentowane przez Johna Lennona, jako śmierć ideologiczną.

wtorek, 15 października 2013

Co ze sobą na zlot ?

 
Źródło:http://wyborcza.pl/


Moi drodzy zapraszam na wypowiadanie się, bardziej lub mniej obszerne, jednowyrazowe lub wielozdaniowe na temat: Co Wy wzięlibyście ze sobą na VW zlot ?. Posługując się Waszymi odpowiedziami w komentarzach tego posta zostanie stworzony artykulik na temat upodobań stałego "ekwipunku" Garbusiarzy. Dowiemy się również bez czego zlotowa impreza dla Was jest nie do przyjęcia. Piszcie, piszcie, nie ma limitów ... :) Każdy komentarz będzie brany pod uwagę.

wtorek, 8 października 2013

Być garbusiarzem, co to właściwie znaczy ?

Czym jest pasja, hobby ? Pomysłem na życie, czy na czas wolny ? Czy zaszczepiony w nas bakcyl ma być sposobem na przetrwanie, źródłem utrzymania, czy może czynnikiem relaksującym w trudach codzienności ? A może wszystkim na raz ?
Entuzjaści za pewne od razu uderzą się w pierś i z uśmiechem na ustach krzykną: wszystko na raz ! Jasna rzecz, przecież to co kochamy, co daje nam największą radość w życiu, uspokaja nas i sprawia, że jesteśmy szczęśliwi powinno znaleźć się na pierwszym miejscu w hierarchii wartości pod każdym względem. Sprawa wydaje się oczywista i nie wymagająca dalszej dyskusji.
No dobrze, odnieśmy w takim razie całą sytuację do gruntu Garbusiarzy bardzo szeroko rozumianych. Kim właściwie jest przeciętny Garbusiarz? Ok, to pytanie też nie powinno sprawić większego trudu. Odpowiedź jest prosta. Takowy człowiek nie nazywałby się w ten sposób, jeżeli nie posiadałby rzecz jasna pięknej maszyny z przedziału 1938 - 2006 rozpoznawanej przez ludzi egzystujących na tym bożym świecie jako Volkswagen Beetle, potocznie nazywany Garbusem jak wszem i wobec wiadomo. Tak, Ameryki nie odkryłem. Do tego dobrze by było, gdyby opisywany człowiek wielbił wszystkie rzeczy, wydarzenia, zjawiska związane z VW Chrząszczem. Logiczne i niepodważalne, wszyscy się zgadzają. Dochodzi jeszcze czynne uczestnictwo w społecznościach podobnie zakręconych ludzi i mamy Garbusiarza jak się patrzy, mogącego pochwalić się sporym dorobkiem naklejek zlotowych na 3 modelach Garbusów, pokojem pękającym w szwach od VW zabawek i żoną z wytatuowanym Beetlem na lędźwiach. Wspaniały przykład człowieka z pasją, którego warto szanować.
Teraz dopiero pojawia się historia, którą chciałem przytoczyć, opierając się na powyższym fundamencie. Otóż wyobraźmy sobie człowieka - dziewczynę, chłopaka - nieistotne, który całym sercem kocha Garbusy, od zawsze uśmiecha się na widok przejeżdżającego obok owalnego Volkswagena. Życie jest tylko życiem - pracuje ciężko w branży nie związanej z motoryzacją, po 8, 9, czasem nawet 10 godzin dziennie. Nieważne jest tutaj czy podnosi 400 razy dziennie łopatę, czy klika w klawiaturę wpatrując się w monitor komputera. Jak widać taki opis dotyczy chyba większości z nas. Zdarza się również, że po pracy mkniemy przed siebie do sklepu, potem na wywiadówki, jak nie ma dzieci to może do lekarza, dentysty, weterynarza, notariusza, itd. itd. Mamy również inne zajęcia, inne potrzeby. Gdzieś w tym wszystkim znajduje się Garbus, gdzieś w tym całym znoju, trudzie odnajdujemy to szczęście, znajdziemy parę chwil, żeby usiąść przed monitorem komputera, przeczytać parę nowości ze świata VW, zejść do garażu, odpalić silnik, wsłuchać się w mocno bijące serce żelaznej maszyny. Są także spotkania, zloty, imprezy garbusowe, które spędzone zawsze w doborowym towarzystwie tak samo zakręconych przyjaciół i znajomych przyczyniają się do produkcji endorfin i poczucia szczęścia. Warto te krótkie stosunkowo chwile poświęcone pasji pielęgnować. Warto na prawdę angażować się w idee, które zazwyczaj charytatywne tak na prawdę świadczą o nas i reklamują to kim jesteśmy. Praca nie zawsze weryfikuje nasz charakter. To jaką mamy osobowość, pod jakimi prawdami życia się podpisujemy świadczy nasze normalne życie uwolnione od ram, kanonu i przykazań wyniesionych ze środowiska pracy.
Są jeszcze inne osoby. Są Ci, którzy pomimo tego, że bardzo chcieliby uczestniczyć w tym hobbystycznym życiu i utożsamiają się z nim nie mogą czerpać z niego tak, jakby chcieli. Podwaliny są różne: ciężka praca, sytuacje życiowe, czy po prostu brak Garbusa. Czy ludzie, którzy np. nie mogą pozwolić sobie na tyle wolnego czasu, na VW Piękność nie powinni być nazywani dumnymi "Garbusiarzami" ? Czy ludzie, którzy nie mogą sobie pozwolić na tyle komfortu, aby pojechać na zlot i bawić się świetnie z sobie podobnymi przy blachach mechanicznych, garbatych ulubieńców nie powinni mieszać się w środowisko Garbusiarzy ?
Skąd te pytania ? Często zdarza się, że środowiska hobbystyczne odrzucają szczere chęci, a wybierają faktyczne zjawiska. Dajmy na to ważniejsza jest osoba z Garbusem kupionym przez rodziców, która jedzie na zlot z dziewczyną, chłopakiem, żeby wykąpać się z nią, nim nago pod prysznicem, czy może ktoś, kto przyjechał autobusem/ rowerem, żeby przynajmniej na chwilę móc podziwiać legendę światowych ulic i być w "ich towarzystwie" w rzeczywistości, a nie wpatrując się w plakaty ? (na marginesie te dwie opcje można oczywiście połączyć :)). Chodzi tutaj o to, żebyśmy nie zatracili tego co mamy, szanowali każdą pomoc, każdą osobę chcącą czegoś dokonać. Jesteśmy przecież w tym razem.
Są stali uczestnicy "garbusowego życia", którym nie wolno odmówić zaangażowania w tą specyficzną społeczność. Są natomiast także Ci, którzy z różnych względów dołączają do tego grona co jakiś czas. Nie pozwólmy nikogo ze szczerymi chęciami (TO BARDZO WAŻNE: SZCZERYMI !!) odrzucać ! Przyznajmy jest to świat niszowy, oczywiście nie dla wszystkich, ale nie pozwólmy, żeby ktoś kto chce w jaki kolwiek sposób w tym uczestniczyć poczuł się z tym źle. Promujmy ten świat, a nie zacieśniajmy go. Bądźmy w tym razem.
Nigdy nie zapominajmy kim jesteśmy i nie odrzucajmy naszych pasji. Nigdy nie pozwólmy żeby życie zakazało nam lubić i kochać to co chcemy.
Dla mnie osobiście ważniejszy jest chłopak chodzący w tej samej koszulce z Herbie'm przez 5 lat i pstrykający 10000 zdjęć na każdej paradzie garbusów, niż właściciel 6 Beetlów, jeżdżący na każdy zlot, bo kasa pozwala i kumple każą.

 
Źródło:http://www.sebeetles.com/